Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wszystko to — mówił — są rzeczy znikome. Młodzi faraonowie starzeją się, a lud... lud miał już nieraz siódmy dzień odpoczynku i ziemię, a potem je tracił... Ach, gdybyż tylko to zmieniało się!... Ileż od trzech tysięcy lat przesunęło się nad Egiptem dynastyj i kapłanów, ile miast i świątyń upadło w gruzy, ba! nawet narosły nowe warstwy ziemi...
Wszystko zmieniło się, z wyjątkiem tego, że — dwa i dwa jest cztery, że trójkąt jest połową prostokąta, że księżyc może zakryć słońce, a gotująca się woda wyrzuca kamień w powietrze...
W znikomym świecie trwa i zostaje sama tylko mądrość. I biada temu, kto dla rzeczy mijających jak obłoki, opuszcza wiekuiste! Jego serce nigdy nie zazna spokoju, a umysł będzie kołysał się, jak czółno podczas wichru.
— Bogowie mówią przez twoje usta, nauczycielu — odparł po namyśle Pentuer — ale zaledwo jeden człowiek na miljony może stać się ich naczyniem... I dobrze tak jest. Bo coby było, gdyby chłopi całe noce patrzyli w gwiazdy, żołnierze robili rachunki, a dostojnicy i faraon, zamiast rządzić, wyrzucali kamienie zapomocą gotującej się wody? Zanim księżyc raz obszedłby ziemię, wszyscy musieliby pomrzeć z głodu... Żadne też koło ani kociołek nie obroniłby kraju przed napadem barbarzyńców, ani wymierzyłby sprawiedliwości pokrzywdzonym.
Więc — zakończył Pentuer — chociaż mądrość jest jak słońce, krew i oddech, nie możemy jednak wszyscy być mędrcami.
Na te słowa Menes już nic nie odpowiedział.
Kilka dni przepędził Pentuer w świątyni boskiej Nut, lubując się jużto widokiem piaszczystego morza, jużto żyznej doliny Nilu. Razem z Menesem przypatrywał się gwiazdom, oglądał koło do czerpania wody, czasami chodził w stronę piramid. Podziwiał ubóstwo i genjusz swego nauczyciela, lecz w duchu mówił: