Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ramzes. — Arcykapłani lekceważą mnie, co nie spotkało dotychczas żadnego faraona; ba! nawet wskazują mi, w jaki sposób mogę odzyskać ich łaskę. Oni chcą rządzić państwem, a ja mam pilnować, ażeby wykonywano ich rozkazy...
Otóż będzie inaczej: ja rozkazuję, a wy musicie spełniać... I albo zginę, albo na waszych karkach oprę moją królewską nogę...“
Przez dwa dni, czcigodna mumja Ramzesa XII-go przebywała w świątyni Amona Ra, w miejscu tak boskiem, że z wyjątkiem Herhora i Mefresa, nawet arcykapłani wchodzić tam nie mogli. Przed zmarłym świeciła się jedna tylko lampa, której płomień, podniecany cudownym sposobem, nigdy nie gasnął. Nad zmarłym unosił się symbol duszy, krogulec z ludzką głową. Czy to była machina, czy naprawdę żywa istota, nikt nie wiedział. To pewne, że kapłani, którzy mieli odwagę spojrzeć ukradkiem na zasłonę, widzieli, że istota owa wisiała w powietrzu bez podparcia, poruszając przytem ustami i oczyma.
Nastąpił dalszy ciąg pogrzebu, i łódź złota powiozła zmarłego już na drugą stronę Nilu. Pierwej jednak, otoczona ogromnym orszakiem: kapłanów, płaczek, wojska i ludu, wśród kadzideł, muzyki, płaczu i śpiewu, przejechała główną ulicę Tebów.
Była to chyba najpiękniejsza ulica w egipskiem państwie: szeroka, gładka, wysadzona drzewami. Cztero-, a nawet pięciopiętrowe domy jej, od góry do dołu były wyłożone mozaiką, lub pokryte kolorowanemi płaskorzeźbami. Co wyglądało tak, jakby na owych budowlach zawieszono olbrzymie, barwne dywany, lub zasłonięto je kolosalnemi obrazami, które przedstawiały pracę kupców, rzemieślników, żeglarzy, tudzież dalekie kraje i ludy.
Słowem, była to nie ulica, ale raczej niezmierna galerja obrazów, barbarzyńskich pod względem rysunków, jaskrawych pod względem kolorów.