Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Samentu nic nie zrobi — mówił w duchu. — Albo zginie, jak ci dwaj, o których muszę mu nawet powiedzieć“.
Takiego zgnębienia, takiego uczucia niemocy i nicości nigdy jeszcze nie doznał. Chwilami zdawało mu się, że kapłani zostawią go w jednej z ciasnych komnat, pozbawionych drzwi. Wówczas ogarniała go rozpacz: sięgał do miecza i gotów był ich porąbać. Ale wnet przypomniał sobie, że bez ich pomocy nie wyjdzie stąd i — spuszczał głowę.
O, gdyby choć na chwilę zobaczyć światło dzienne!... Jakże straszną musi być śmierć między trzema tysiącami tych komnat, wypełnionych mrokiem lub ciemnością!...
Dusze bohaterskie miewają chwile głębokiego znękania, jakich nawet nie domyśla się człowiek zwykły.
Pochód trwał blisko godzinę, gdy nareszcie weszli do niskiej sali, wspartej na ośmiokątnych słupach. Trzej kapłani, otaczający faraona, rozpierzchli się, przyczem Ramzes spostrzegł, że jeden z nich przytulił się do kolumny i jakby znikł w jej wnętrzu.
Po chwili w jednej ze ścian odsłonił się wąski otwór, kapłani wrócili na swoje miejsca, a ich przewodnik kazał zapalić cztery pochodnie. Poczem wszyscy skierowali się do owego otworu i ostrożnie przecisnęli się przezeń.
— Oto są komory... — rzekł dozorca gmachu.
Kapłani szybko zapalili pochodnie przytwierdzone do kolumn i ścian i Ramzes zobaczył szereg ogromnych izb przepełnionych najrozmaitszemi wyrobami bezcennej wartości. W zbiorze tym każda dynastja, jeżeli nie każdy faraon, składała, co miała najosobliwszego i najdroższego.
Więc były wozy, czółna, łóżka, stoły, skrzynie i trony złote lub złotą blachą obite, tudzież inkrustowane kością słoniową, perłową masą i kolorowem drzewem tak ozdobnie, że drobiazgi te artyści-rzemieślnicy wyrabiali przez dziesiątki lat. Były zbroje, tarcze i kołczany, lśniące od drogich kamieni.