Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łych przodków i bardzo dbają o ich zwłoki. Używają pisma, które przypomina wasze, kapłańskie... Lecz — noszą długie szaty z tkanin wcale u nas nie znanych, mają sandały podobne do małych ławeczek, a głowy zakrywają śpiczastemi pudełkami... Także dachy ich domów są śpiczaste i zadarte na brzegach...
Te nadzwyczajne ludy mają zboże, plenniejsze niż egipska pszenica, i robią z niego napitek mocniejszy, niż wino. Mają też roślinę, której liście dają tęgość członkom, wesołość umysłowi, a nawet pozwalają obchodzić się bez snu. Mają papier, który umieją ozdabiać różnokolorowemi obrazami, i mają glinę, która po wypaleniu przyświeca jak szkło, a dźwięczy jak metal...
Jutro, gdy wasza świątobliwość pozwoli, przyszlę próbki wyrobów tego ludu...
— Dziwy opowiadasz, Hiramie!... — rzekł faraon. — Nie widzę jednak związku między temi osobliwościami a kanałem, który chcecie kopać...
— Odpowiem krótko — odparł Fenicjanin. — Gdy będzie kanał, cała fenicka i egipska flota przepłynie na morze Czerwone, z niego dalej i — w ciągu paru miesięcy dosięgnie tych bogatych krajów, do których lądem prawie niepodobna się dostać.
A czy wasza świątobliwość — mówił z błyszczącemi oczyma — nie widzi skarbów, jakie tam znajdziemy?... Złota, kamieni, zbóż, drzewa?... Przysięgam ci, panie — ciągnął z uniesieniem — że wówczas o złoto będzie ci łatwiej, aniżeli dzisiaj o miedź, drzewo będzie tańsze od słomy, a niewolnik od krowy...
Pozwól tylko, panie, wykopać kanał i wynajmij nam z pięćdziesiąt tysięcy twoich żołnierzy...
Ramzes także się zapalił.
— Pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy — powtórzył. — A ileż dacie mi za to?...