Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ V.

Przez siedemdziesiąt dni, w ciągu których czcigodne zwłoki mokły w wodzie nasyconej sodą, Egipt obchodził żałobę.
Świątynie były zamknięte, nie odprawiano procesyj. Wszelka muzyka umilkła, nie urządzano uczt, tancerki zamieniły się na płaczki i, zamiast tańcować, rwały sobie włosy, co również przynosiło im dochód.
Nie pijano wina, nie jadano mięsa. Najwięksi dostojnicy chodzili w grubych szatach, boso. Nikt nie golił się (z wyjątkiem kapłanów), najgorliwsi zaś nawet nie myli się, lecz namazywali błotem twarze, a włosy obsypywali popiołem.
Od morza Śródziemnego do pierwszej katarakty na Nilu, od libijskiej pustyni do półwyspu Synai, panowała cisza i smutek. Zgasło słońce Egiptu, odszedł na Zachód i opuścił sługi swoje pan, który dawał radość i życie.
W wyższych towarzystwach najmodniejszemi były rozmowy o powszechnym żalu, który udzielił się nawet naturze.
— Czy nie zauważyłeś — mówił dostojnik do dostojnika — że dnie są krótsze i ciemniejsze?
— Nie śmiałem zwierzyć się z tego przed tobą — odparł drugi — ale tak jest w rzeczy samej. Spostrzegłem nawet, że mniej gwiazd świeci podczas nocy i że pełnia trwała krócej, a nów dłużej niż zwykle.
— Pasterze mówią, że bydło na pastwisku nie chce jeść, tylko ryczy...
— A ja słyszałem od myśliwych, że zapłakane lwy nie rzucają się już na sarny, bo nie jedzą mięsa.