Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pisarze, nosiciel topora i łuku, a nadewszystko — tłum kapłanów różnego stopnia.
Na podwórzu służba upadła na twarz, jęcząc i płacząc, ale wojsko sprezentowało broń i odezwały się trąby, jakby na powitanie żyjącego króla.
I istotnie, pan, jak żywy, niesiony był do przewozu. A gdy dosięgnięto Nilu, kapłani ustawili lektykę na złocistym statku, pod purpurowym baldachimem, jak za życia.
Tu lektykę zasypano kwiatami, naprzeciw niej ustawiono posąg Anubisa, i — statek królewski ruszył ku drugiemu brzegowi Nilu, żegnany płaczem służby i dworskich kobiet.
O dwie godziny od pałacu, za Nilem, za kanałem, za urodzajnemi polami i gajami palm, między Memfisem a „Płaskowzgórzem Mumji,“ leżała oryginalna dzielnica. Wszystkie jej budowle były poświęcone zmarłym, a zamieszkane tylko przez kolchitów i paraszytów, którzy balsamowali zwłoki.
Dzielnica ta była niby przedsionkiem właściwego cmentarza, mostem, który łączył żyjące społeczeństwo z miejscem wiecznego spoczynku. Tu przywożono nieboszczyków i robiono z nich mumje; tu rodziny układały się z kapłanami o cenę pogrzebu. Tu przygotowywano święte księgi i opaski, trumny, sprzęty, naczynia i posągi dla zmarłych.
Dzielnicę tę, oddaloną od Memfisu o parę tysięcy kroków, otaczał długi mur, tu i owdzie opatrzony bramami. Orszak, niosący zwłoki faraona, zatrzymał się przed bramą najwspanialszą, a jeden z kapłanów zapukał.
— Kto tam? — spytano ze środka.
— Ozyrys Mer-amen-Ramzes, pan dwu światów, przychodzi do was i żąda, abyście przygotowali go do wiekuistej podróży — odparł kapłan.
— Czy podobna, ażeby zagasło słońce Egiptu?... Ażeby umarł ten, który sam był oddechem i życiem?...
— Taką była jego wola — odpowiedział kapłan. — Przyjmijcież tedy pana z należytą czcią i wszystkie usługi oddaj-