Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

płaci za siebie albo odrabia, co winien świątyni za kurację. A ubodzy?... Wszakże oni pracują na świątynie: noszą bogom wodę, biorą udział w uroczystościach, a przedewszystkiem — należą do robienia cudów. Oni to, pod bramami świątyń odzyskują rozum, wzrok i słuch; im leczą się rany, ich nogi i ręce odzyskują władzę, a lud, patrząc na podobne dziwowiska, tem żarliwiej modli się i hojniejsze składa ofiary bogom...
Ubodzy są jakby wołami i owcami świątyń: przynoszą im czysty zysk...
— To też — ośmielił się wtrącić skarbnik — kapłani nie wydają wszystkich ofiar, ale je zgromadzają i powiększają fundusz...
— Na co?
— Na jakąś nagłą potrzebę państwa...
— Któż widział ten fundusz?
— Ja sam — rzekł dostojnik. — Skarby, złożone w Labiryncie, nie ubywają, ale mnożą się z pokolenia na pokolenie, ażeby w razie...
— Ażeby — przerwał faraon — Asyryjczycy mieli co brać, gdy zdobędą Egipt, tak pięknie rządzony przez kapłanów!...
Dziękuję ci, wielki skarbniku — dodał. — Wiedziałem, że majątkowy stan Egiptu jest zły. Ale nie przypuszczałem, że państwo jest zrujnowane... W kraju bunty, wojska niema, faraon w biedzie... Lecz skarbiec w Labiryncie powiększa się z pokolenia na pokolenie!...
Gdyby tylko każda dynastja, tylko dynastja, składała tyle podarunków świątyniom, ile im dał mój ojciec, już Labirynt posiadałby dziewiętnaście tysięcy talentów złota, około sześćdziesięciu tysięcy talentów srebra, a ile zbóż, bydła, ziemi, niewolników i miast, ile szat i drogich kamieni, tego nie zliczy najlepszy rachmistrz!...
Wielki skarbnik pożegnał władcę zgnębiony. Lecz i faraon nie był kontent: po chwilowym bowiem namyśle, zdawało mu się, że zbyt otwarcie rozmawiał ze swymi dostojnikami.