Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Widzę białą iskierkę, która zdaje się poruszać, jak pszczoła nad kwiatem...
— Mer-amen-Ramzesie, patrz w tę iskrę i nie odrywaj od niej oczu... Nie spoglądaj ani na prawo, ani na lewo, ani na nic, cokolwiek wychylałoby się z boków...
I znowu szeptał:
„Baralanensis, Baldachiensis, przez potężnych książąt Genio, Lachiadae, ministrów piekielnego państwa, wywołuję was i wzywam mocą najwyższego Majestatu, którą jestem obdarzony, zaklinam was i rozkazuję...“
W tem miejscu faraon wstrząsnął się ze wstrętem.
— Mer-amen-Ramzesie, co widzisz? — zapytał Chaldejczyk.
— Z poza kuli wychyla się jakaś okropna głowa... Rude włosy jeżą się... twarz zielonkowatej barwy... źrenice wywrócone nadół, że tylko białka oczu widać... Usta szeroko otwarte, jakby chciały krzyczeć...
— To trwoga — rzekł Beroes i zwrócił ponad kulę ostrze sztyletu.
Nagle faraon aż zgiął się ku ziemi.
— Dosyć!... — zawołał — dlaczego mnie tak męczysz?... Strudzone ciało chce spocząć, dusza ulecieć w krainę wiecznego światła... A wy nietylko nie pozwalacie mi umrzeć, ale jeszcze wymyślacie nowe udręczenia... Ach!... nie chcę...
— Co widzisz?...
— Od sufitu co chwilę spuszczają się, niby dwie nogi pajęcze, straszliwe... Grube jak palmy, kosmate, zakończone hakami... Czuję, że nad moją głową unosi się potwornej wielkości pająk i osnuwa mnie siecią z lin okrętowych...
Beroes zwrócił sztylet wgórę.
— Mer-amen-Ramzesie — rzekł znowu — ciągle patrz w iskrę i nie oglądaj się na boki...
„Oto znak, który podnoszę w waszej obecności... — szeptał. — Otom jest potężnie uzbrojony w pomoc boską, przewi-