Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

posuniętem ku Libji, dowodził Patrokles i on miał odciąć najezdnikom odwrót do ich miasta Glaukus. Lewem skrzydłem, najbardziej zbliżonem do Egiptu, komenderował Mentezufis, ażeby zagrodzić Libijczykom marsz naprzód. Wreszcie kierunek nad korpusem środkowym, około hut szklanych, objął następca tronu, mając przy sobie Pentuera.
Dnia 15-go Hator, około siódmej rano, kilkudziesięciu konnych Libijczyków ostrym kłusem przejechało dolinę. Chwilę odpoczęli około hut, rozejrzeli się, a nie spostrzegłszy nic podejrzanego, zawrócili do swoich.
O dziesiątej przed południem wśród wielkiego skwaru, który zdawał się wypijać pot i krew z ludzi, Pentuer rzekł do następcy:
— Libu już weszli w dolinę i mijają oddział Patroklesa. Za godzinę będą tutaj.
— Skąd wiesz o tem? — spytał zdziwiony książę.
— Kapłani wszystko wiedzą!... — odparł z uśmiechem Pentuer.
Potem ostrożnie wszedł na jedną ze skał, wydobył z torby bardzo połyskujący przedmiot i, zwróciwszy się w stronę oddziału świętego Mentezufisa, począł dawać ręką jakieś znaki.
— Już i Mentezufis jest zawiadomiony — dodał.
Książę nie mógł wyjść z podziwu i odezwał się:
— Mam oczy lepsze od twoich, a słuch chyba nie gorszy, i mimo to nic nie widzę, ani słyszę. Jakim więc sposobem ty dostrzegasz nieprzyjaciół i porozumiewasz się z Mentezufisem?
Pentuer kazał księciu spojrzeć na jedno odległe wzgórze, na którego szczycie majaczyły krzaki tarniny. Ramzes wpatrzył się w ten punkt i nagle zasłonił oczy: w krzakach bowiem coś mocno błysnęło.
— Cóż to za nieznośny blask?... — wykrzyknął. — Oślepnąć można!...
— To kapłan, asystujący dostojnemu Patroklesowi, daje