Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cjanie połączą się z policją, Grek musi wpaść w ich ręce. Ale naczelnik policji począł trząść głową.
— Wątpisz? — spytał go książę.
— Tak, panie. W Pi-Bast mieszka wielu bardzo pobożnych Azjatów, według których zdania, kapłanka, rzucająca ołtarz, zasługuje na śmierć. Jeżeli więc ten Grek zobowiązał się zabić Kamę, oni będą mu pomagali, ukryją go i ułatwią mu ucieczkę.
— Cóż wy na to, książę? — spytał następca Hirama.
— Dostojny naczelnik policji mądrze mówi — odparł starzec.
— Wszakże uwolniliście Kamę od klątwy! — zawołał Ramzes.
— Za Fenicjan — odparł Hiram — ręczę, że nie tkną Kamy i będą ścigali Greka. Ale co zrobić z innymi wyznawcami Astoreth?...
— Ośmielę się mniemać — rzekł naczelnik policji — że tymczasem kobiecie tej nic nie grozi. Gdyby zaś była odważną, moglibyśmy użyć jej do zwabienia Greka i złapania go tu, w pałacach waszej dostojności.
— Idźże więc do niej — rzekł książę — i przedstaw plan, jaki obmyśliłeś. A jeżeli schwycisz łotra, dam ci dziesięć talentów...
Gdy następca pożegnał ich, Hiram odezwał się do naczelnika:
— Dostojniku, wiem, że znasz oba pisma i nie obcą ci jest kapłańska mądrość. Gdy chcesz, słyszysz przez mury i widzisz w ciemnościach. Z tego powodu znasz myśli zarówno chłopa, pracującego kubłem, rzemieślnika, który na targ przynosi sandały, i wielkiego pana, który, w otoczeniu swoich sług, czuje się bezpiecznym, jak dziecko w łonie matki...
— Prawdę mówisz, wasza cześć — odparł urzędnik — że bogowie udzielili mi cudnego daru jasnowidzenia.
— Otóż to — ciągnął Hiram — dzięki nadprzyrodzonym