Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych żądań z tamtej strony!... Czy domyślasz się, ile tracimy?...
— Mówił mi Dagon, że Asyrja chce zagarnąć Fenicję. Lecz Fenicjanie już mniej są zatrwożeni, gdyż król Assar ma wojnę na północno-wschodnich granicach. Siedzą tam ludy bardzo waleczne i mnogie, więc niewiadomo, jak się skończy wyprawa. W każdym razie, Fenicjanie będą mieli parę lat spokoju, co im wystarczy do przygotowania obrony i znalezienia sprzymierzeńców...
Książę niecierpliwie machnął ręką.
— Oto widzisz — przerwał Tutmozisowi — nawet Fenicja uzbroi siebie, a może i wszystkich sąsiadów, którzy ją otaczają. Na wszelki zaś sposób my stracimy choćby tylko zaległe daniny z Azji, które wynoszą (czy słyszałeś co podobnego?...) wynoszą przeszło sto tysięcy talentów!...
Sto tysięcy talentów... — powtórzył książę. — O bogowie! ależ taka suma odrazu wypełniłaby skarbiec faraona... A gdybyśmy jeszcze napadli Asyrję w porze właściwej, w samej Niniwie, w samym pałacu Assara, znaleźlibyśmy niewyczerpane skarby...
Pomyśl teraz, ilu moglibyśmy zabrać niewolników?... Pół miljona... miljon... ludzi olbrzymio silnych, a tak dzikich, że niewola w Egipcie, że najcięższa praca przy kanałach lub w kopalniach wydałyby się im zabawką...
Płodność ziemi podniosłaby się w ciągu kilku lat, wynędzniały nasz lud odpocząłby i, zanim umarłby ostatni niewolnik, już państwo odzyskałoby dawną potęgę i bogactwa...
I to wszystko zniweczą kapłani, zapomocą kilku zapisanych blach srebrnych i kilku cegieł, pociętych znakami w formie strzał, których nikt z nas nie rozumie!...
Wysłuchawszy żalów księcia, Tutmozis podniósł się z krzesła, z uwagą przejrzał sąsiednie komnaty, czy kto w nich nie podsłuchuje, potem znowu usiadł przy Ramzesie i począł szeptać: