Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potrafił uśpić ich podejrzliwe serca?... Tem lepiej!... tem lepiej!...
Robiło mu to dziwną przyjemność, gdy myślał, że kapłani oszukali się na jego rachunek. Postanowił i nadal utrzymywać ich w błędzie, więc bawił się jak szalony.
Istotnie kapłani, a przedewszystkiem Mefres i Mentezufis, oszukali się i na Ramzesie i na Hiramie. Przebiegły tyryjczyk udawał wobec nich człowieka bardzo dumnego ze swoich stosunków z następcą tronu, a książę z niemniejszem powodzeniem grał rolę rozhulanego młodzika.
Mefres był nawet pewny, że książę poważnie myśli o wypędzeniu Fenicjan z Egiptu, a tymczasem i on sam, i jego dworzanie zaciągają długi, aby ich nigdy nie spłacić.
Przez ten czas świątynia Astarty, jej liczne ogrody i dziedzińce roiły się od tłumu pobożnych. Codzień, jeżeli nie co godzina, z głębi Azji, mimo strasznego upału, nadciągała do wielkiej bogini jakaś kompanja pielgrzymów.
Dziwni to byli pielgrzymowie. Zmęczeni, zlani potem, okryci kurzem, szli z muzyką, tańcząc i śpiewając niekiedy bardzo wszeteczne piosenki. Dzień upływał im na wyuzdanej rozpuście, ku czci bogini Astoreth. Każdą taką kompanję można było nietylko poznać, ale wyczuć zdaleka: nieśli bowiem ogromne bukiety ciągle świeżych kwiatów w rękach, a — zdechłe w ciągu roku koty w węzełkach.
Koty te oddawali pobożni do balsamowania lub wypychania paraszytom, mieszkającym pod Pi-Bast, a następnie odnosili je zpowrotem do domów, jako szanowne relikwje.
W początkach miesiąca Misori (maj — czerwiec) książę Hiram zawiadomił Ramzesa, że tego dnia wieczorem może przyjść do fenickiej świątyni Astoreth. Gdy po zachodzie słońca ściemniło się na ulicach, namiestnik, przypiąwszy krótki miecz do boku, włożył płaszcz z kapturem i niedostrzeżony przez nikogo ze służby, wymknął się do domu Hirama.
Stary magnat czekał na niego.