Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

choćby najdrobniejszy sprzęt, czy naczynie, było ozdobione rzeźbą lub kolorowym rysunkiem, każda sztuka odzieży — haftem i frendzlami.
Już dziesięć dni mieszkała w tem ustroniu Sara, z obawy i wstydu kryjąc się przed ludźmi, tak, że ze służby folwarcznej prawie nikt jej nie widział. W zasłoniętym buduarze szyła, tkała płótno na małym warsztacie lub zwijała wieńce z żywych kwiatów dla Ramzesa. Niekiedy wymykała się na taras i, ostrożnie rozchyliwszy ściany namiotu, wyglądała na Nil pełen łodzi, których wioślarze śpiewali wesołe pieśni. Albo podniósłszy oczy, patrzyła z trwogą na szare pylony królewskiego zamku, który, milczący i posępny, górował nad drugim brzegiem rzeki. Wówczas znowu uciekała do swoich robót i wołała Tafet.
— Siedź tu, matko — mówiła — co ty tam robisz na dole?...
— Ogrodnik przyniósł owoce, a z miasta przysłali chleby, wino i ptaszki; musiałam to odebrać.
— Siedź tu i rozmawiaj, bo mnie strach ogarnia.
— Głupiutka z ciebie dziecina! — odparła, śmiejąc się, Tafet. — Do mnie także pierwszego dnia strach wyglądał z każdego kąta; ale jak wyszłam za mur, wszystko się skończyło. Kogo ja się tu mam bać, gdzie wszyscy padają przede mną na kolana? Przed tobą chybaby stawali na głowach!... Wyjdź do ogrodu, jest piękny jak raj... Wyjrzyj w pole, gdzie zbierają pszenicę... Siądź w łódkę rzeźbioną, której przewoźnicy usychają z tęsknoty, ażeby cię zobaczyć i przewieźć po Nilu...
— Boję się...
— Czego?
— Albo ja wiem?... Dopóki szyję, myślę, że jestem w naszej dolinie i że zaraz przyjdzie ojciec. Ale kiedy wiatr uchyli zasłonę okna i spojrzę z góry na ten wielki... wielki kraj, zdaje