Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ników, wchodziło się na dziedziniec, otoczony krużgankami, wspartemi na piętrowych słupach. Był to ozdobny ogródek, w którym hodowano małe aloesy, palmy, drzewa pomarańczowe i cedry w wazonach, wszystko wyciągnięte w szeregi i dobrane według wzrostu. Na środku tryskała fontanna; ścieżki wysypano kolorowym piaskiem.
Tu, pod krużgankami, siedzieli lub przechadzali się wyżsi urzędnicy państwa, szepcząc pocichu.
Z dziedzińca, przez wysokie drzwi, szło się do sali, wspartej na dwunastu kolumnach trzypiętrowych. Sala była duża, lecz z powodu grubości kolumn wydawała się ciasną. Oświetlały ją drobne okienka w ścianach i duży prostokątny otwór w suficie. Panował tu chłód i cień, prawie zmrok, który jednak nie przeszkadzał widzieć żółtych ścian i słupów, pokrytych kondygnacjami malowideł. W górze liście i kwiaty, poniżej bogowie, jeszcze niżej ludzie, którzy nieśli ich posągi lub składali ofiary, a między temi grupami szeregi hieroglifów.
Wszystko to było malowane wyraźnemi, prawie ostremi kolorami: zielonym, czerwonym i niebieskim.
W tej sali, ze wzorzystą posadzką mozaikową, stali w ciszy, białych szatach i boso — kapłani, najwyżsi urzędnicy państwa, minister wojny Herhor, tudzież wodzowie: Nitager i Patrokles, wezwani do faraona.
Jego świątobliwość Ramzes XII-ty, jak zwykle przed naradą, składał ofiary bogom w swej kaplicy. Ciągnęło się to dość długo. Co chwilę z dalszych komnat wbiegał jakiś kapłan albo urzędnik, komunikując wiadomości o przebiegu nabożeństwa.
— Już pan złamał pieczęć od kaplicy... Już myje święte bóstwo... Już je ubiera... Już zamknął drzwi...
Na twarzach obecnych, pomimo ich dostojeństw, malował się niepokój i zgnębienie. Tylko Herhor był obojętny, Patrokles zniecierpliwiony, a Nitager kiedy niekiedy mącił uroczystą ciszę swoim potężnym głosem. Za każdym tak nieprzy-