Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzuciło się do roboty. Jedni odrąbywali kamienie ze skał, drudzy wrzucali je do rowu i przysypywali piaskiem.
Wtem, z głębi wąwozu wyszedł człowiek z motyką, mającą formę bocianiej szyi z dziobem. Był to chłop egipski, stary, zupełnie nagi. Przez chwilę, z najwyższym zdumieniem patrzył na robotę żołnierzy, nagle skoczył między nich, wołając:
— Co wy dokazujecie, poganie, przecież to kanał?...
— A ty jak śmiesz złorzeczyć wojownikom jego świątobliwości? — zapytał go, już obecny w tem miejscu, Eunana.
— Widzę, że musisz być wielkim i Egipcjaninem — odparł chłop — więc odpowiem ci, że ten kanał należy do potężnego pana: jest on ekonomem u pisarza przy takim, co nosi wachlarz jego dostojności nomarchy Memfisu. Baczcie więc, ażeby was nieszczęście nie spotkało!...
— Róbcie swoje — rzekł protekcjonalnym tonem Eunana do żołnierzy greckich, którzy zaczęli przypatrywać się chłopu.
Nie rozumieli jego mowy, ale zastanowił ich ton.
— Oni wciąż zasypują!... — mówił chłop z rosnącem przerażeniem. — Biada wam, psubraty! — zawołał, rzucając się na jednego z motyką.
Grek wyrwał motykę, uderzył chłopa zęby, aż krew wystąpiła mu na usta. Potem znów zabrał się do sypania piasku.
Oszołomiony ciosem chłop stracił odwagę i zaczął błagać:
— Panie — mówił — ależ ten kanał ja sam kopałem przez dziesięć lat, nocami i w święta! Nasz pan obiecał, że, jeżeli uda mi się przeprowadzić wodę do tej dolinki, zrobi mnie na niej parobkiem, odstąpi piątą część zbiorów i da wolność... słyszycie?... Wolność mnie i trojgu dzieciom!... o bogowie!...
Wzniósł ręce i znowu zwrócił się do Eunany:
— Oni mnie nie rozumieją, ci zamorscy brodacze, potomstwo psów, bracia Fenicjan i Żydów! Ale ty, panie, wysłuchasz mnie... Od dziesięciu lat, kiedy inni szli na jarmark, albo na