Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

leżycie, iż prawdziwe bezpieczeństwo i zupełny spokój na tym świecie utrzymać się nie mogą.“
— Więc gdzież moje szczęście?... — pomyślała, nad wszelki wyraz zgnębiona.
Otworzyła na los książkę i znalazła rozdział: „O życiu zakonnem.“ Gorąco ją przeszło.
— Czy naprawdę to mi sądzono?... — spytała.
„Trzeba, ażebyś się nauczyła często zwyciężać samą siebie, jeżeli z innemi zachować chcesz pokój i zgodę... Trzeba, ażebyś się stała głupią dla Chrystusa, jeżeli chcesz zakonne prowadzić życie...“
— Zawsze byłam głupia!... — szepnęła Madzia.
„Szata zewnętrzna mało znaczy: lecz zmiana obyczajów i zupełne poskromienie namiętności prawdziwego stanowią zakonnika...“
— Aaa!... więc nie potrzebuję wstępować do zakonu, tylko zmienić obyczaje i poskromić namiętności...
„Kto szuka czegokolwiek innego, jak Boga i zbawienia duszy swojej, boleść tylko znajdzie i utrapienie.“
— No, dobrze... ale jeżeli chcę pielęgnować chorego brata?...
„Zapatruj się na żywe przykłady Ojców świętych, w których jaśniała prawdziwa doskonałość i religja, a postrzeżesz, jak jest drobnem i prawie niczem, co my czynimy... Nienawidzili dusz swoich na tym świecie, aby je w życiu wiekuistem posiadać mogli...“
— Ale brata chorego nie opuścili!...
„Wyrzekli się bogactw, dostojności, zaszczytów i krewnych, nic światowego nie zatrzymali...“
Madzia zamknęła książkę, pełna troski. Zdawało jej się, że rozmawia z niewidzialnym nauczycielem, który każe jej wyrzec się wszystkiego dla zbawienia i Boga. W tej chwili wyrzeczenie się świata nie było dla niej przykrem: wszystkie węzły, łączące ją z ludźmi obcymi, już rozluźniły się, jeżeli nie