Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Rzadko znajdzie się kto tak duchownym, aby był obnażony ze wszystkiego, co jest cielesne... Gdyby człowiek oddał cały swój majątek, jeszcze to jest niczem. Gdyby wielką odbył pokutę, jeszcze to jest mało. Gdyby ogarnął wszelką umiejętność, jeszcze mu daleko...
„Nikt jednak nie jest bogatszym, nikt potężniejszym, nikt wolniejszym od tego, który wszystko opuścić i siebie najniżej kłaść umie...“
Madzia zastanowiła się. Czy ona potrafi najniżej kłaść siebie? Z pewnością — nie potrafi. Ale ze wszystkich cnót ludzkich, ta chyba jest jej najbliższą.
Czytała w innem miejscu:
„Nie można wielkiej pokładać ufności w ułomnym i śmiertelnym człowieku, choćby był kochanym i użytecznym...“
— Nawet w Zdzisławie?... — spytała.
„...ani się też zbyt smucić, jeżeli się czasem sprzeciwi i odwróci...“
— No, on mi się sprzeciwiał...
„Ci, co są dziś z tobą, jutro mogą być przeciw tobie i nawzajem: często się oni jak wiatr zmieniają...“
— Ada... panna Howard!... — pomyślała Madzia.
„Niemasz tu trwałego pobytu...“
— Tak, ledwie parę dni! — westchnęła.
„...gdziekolwiek obróciłabyś się, obcą będziesz i wędrownikiem...“
— Ach, jaka prawda!... Szczególniej, kiedy wyjadę zagranicę...
„...ani znajdziesz spoczynku, chyba, że się z Chrystusem połączysz...“
— Oblubienica Chrystusa?... — rzekła Madzia prawie przerażona. Ale w trwodze tej nie było niechęci, raczej zdumienie.
Odwróciła kartkę i trwoga jej wzrosła, znalazła bowiem jakby wprost do niej skierowane zapytanie: