Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielką skalę. I to jest punkt — dodał z wybuchem — od którego zacznę, jako reformator społeczny...
Madzia patrzyła na niego z uwielbieniem, nie śmiejąc usunąć ręki, którą pan Kazimierz ściskał coraz czulej.
— Spostrzegłem — mówił dalej — jeszcze drugą kwestję społeczną w naszem biurze. Pracuje tam w pokoikach, jak najdalej odsuniętych od frontu, kilka kobiet. Coś kleją, piszą, ekspedjują, rachują... Czy ja wiem zresztą, co one robią?...
Otóż jest rzecz ciekawa. Nasze koleżanki, jak to wiem od starszych urzędników, najwcześniej przychodzą, najpóźniej wychodzą z biura, pracują jak mrówki, są punktualne, potulne i — wogóle są wzorowymi oficjalistami. Za to owe panie mają... daleko mniejsze pensje, aniżeli ich poprzednicy, mężczyźni, i biorą naprzykład piętnaście rubli, zamiast trzydziestu, albo dwadzieścia pięć, zamiast czterdziestu.
— Cóżto za niesprawiedliwość! — zawołała Madzia.
— Właśnie i tę sprawę podniosę kiedyś i wytłomaczę społeczeństwom: w jaki sposób wyzyskiwane, krzywdzone i okradane są kobiety...
— I do tej pory nikt nie zwrócił na to uwagi?... — pytała rozpłomieniona Madzia.
Pan Kazimierz zawahał się i skromnie spuścił oczy.
— No... w Europie mówi się coś o operacjach bankierskich, zresztą... i o wyzysku kobiet...
— Tak... Mill o niewoli kobiet — wtrąciła Madzia.
— Ale u nas nikt nie marzy...
— Aaa... owszem!... Panna Howard często wspomina o tem... Trzeba koniecznie, ażeby pan zbliżył się do niej... Ona właśnie zajmuje się takiemi niesprawiedliwościami...
Pan Kazimierz, zamiast odpowiedzieć, delikatnie dotknął kolanem sukni Madzi; ale suknia szybko cofnęła się, a z nią i ręka.
Pan Kazimierz nie zraził się tem; wiedział, że w podobnych wypadkach brutalna gwałtowność wszystko psuje, deli-