Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę o głos — nieśmiało odezwano się w sąsiedztwie manekina do upinania sukien.
— Dyskusja zamknięta! — odparła panna Howard, nie chcąc powiększać zakłopotania Ady. I czytała dalej:
Członek Papuzińska zaproponowała wysłanie kilku młodych panien do uniwersytetów zagranicznych...
— Tego wymaga honor społeczeństwa!... — wykrzyknęła panna Papuzińska. — Bo podczas gdy w Ameryce kobiety już są lekarzami, adwokatami, pastorami, u nas niema nawet kobiety-lekarza...
— Ani funduszów na wykształcenie — wtrąciła panna Howard.
— Więc zamknijcie waszą bankrutującą pracownię kaftaników trykotowych — zawołała panna Papuzińska.
— Zapewne!... I wypędźmy na bruk dwadzieścia dziewcząt, które wydarłyśmy rozpuście, ażeby im dać pracę — rzekła panna Howard.
— Kosztują nas trzydzieści rubli tygodniowo...
— Ale mamy już gotowych trzysta pięćdziesiąt kaftaników, co znaczy siedemset rubli kapitału.
— Kaftaników, których nikt nie kupuje...
— Jakto nikt?... — wybuchnęła panna Howard. — Niech powie członek Wyskoczyńska, ile w tym tygodniu sprzedaliśmy kaftaników?...
— Dwa — cicho odezwała się z pod ściany osoba w średnim wieku.
Panna Howard zapaliła się.
— Nie sprzedajemy kaftaników, bo w naszych kobietach nie wzbudziło się jeszcze poczucie solidarności, ani nawet godności... Bo uczestniczki tego towarzystwa, zamiast propagować ideę, szkodzą jej złośliwemi krytykami. Jakto, w kraju, mającym siedem miljonów ludności, nie może rozejść się kilkaset kaftaników trykotowych?...
— Proszę o głos — odezwano się znowu z pod manekina.