Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to pięknie! — zawołał. — Wycieczka w niepogodną noc... Dokądże?
— Nic mu nie mów, Madziu!... — odparła Ada. — Dowiesz się jutro.
— Weźcież panie przynajmniej kogo ze służby...
— Jeszcze czego?... Słyszałaś, Madziu: każe nam korzystać z opieki mężczyzny w podobnej chwili!... Adieu, mój panie — mówiła, śmiejąc się, Ada — i wiedz o tem, że masz do czynienia z kobietami samodzielnemi.
Skoczyły w dorożkę i wesołe, choć wzruszone, zajechały na miejsce.
Salonik pani Zetnickiej, duży, jasny, oświetlony przez lampę, wiszącą pośrodku sufitu, był pracownią. Na jednym stole leżała góra tkanin, zakrytych prześcieradłem; w kącie, obok pieca, tulił się druciany manekin do upinania sukien. Ściany były ozdobione sztychami Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, naprzeciw drzwi stało ogromne lustro. Wielka rozmaitość krzeseł wyściełanych i giętych świadczyła, że dom ten nie odznacza się bogactwem umeblowania.
Pań zgromadzonych było ze trzydzieści. W tej liczbie kilka młodych i bardzo wesołych, kilka starszych i jakby rozdrażnionych najpierwej rzucało się w oczy. Ogół wyglądał spokojnie i bezpretensjonalnie, jak osoby, które mają dużo kłopotów, nie kryją się z niemi, ani też ich okazują. Ada spostrzegła, że większość zebranych nie odznacza się wdziękami i -— odetchnęła. W towarzystwie pięknych kobiet czuła się skrępowaną.
Prezentacja nowoprzybyłych odbyła się krótko. W zagłębieniu jednego okna, Madzia spostrzegła Manię Lewińską, siostrzenicę Mielnickiego, która, pomimo nieukończenia szóstej klasy, wyglądała na kobietę dojrzałą i stroskaną. A że obok niej było parę krzeseł wolnych, więc Madzia pociągnęła tam Adę i wszystkie trzy siedziały razem. Dzięki temu wypadkowi,