Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oho... ho!... Czyś ty uważał, jak ona się wykręca od pośredniczenia między nami i Norskim?... Coś w tem jest, nie uważałeś, Bronek?
— Dobrze robi!... — mruknął syn. — Poco ściągać do domu takiego drania.
— Bronek!... — krzyknęła pani, uderzając ręką w stół — do grobu wpędzisz matkę, jeżeli będziesz wyrażał się jak cham... jak twój ojciec... Norski potrzebny mi do zawiązania stosunków z Solskimi... Rozumiesz?
Pan Bronisław machnął ręką i odparł, ziewając:
— A już mama dobiera sobie pośredników... to Zgierski, to Norski!... Solscy także muszą być dranie, jeżeli się wdają z podobnymi facetami.
Rumieniec wystąpił na twarz pani.
— Słuchaj-no — rzekła — jak mi jeszcze powiesz co złego o panu Zgierskim, to cię wyklnę!... Człowiek mądry, mający stosunki, nasz przyjaciel...
— Przyjaciel, bo wtrynił staremu, djabli wiedzą poco, trzy tysiące rubli na dwanaście od sta... Śmiech powiedzieć, żeby Korkowicz pożyczał na dwanaście procent...
— Bo to jest delikatny prezent... Musimy Zgierskiemu wywdzięczać się w jakiś sposób za jego serce dla nas... nawet dla ciebie... — odpowiedziała matka.
Przez kilka dni Norski nie pokazywał się w domu państwa Korkowiczów. Natomiast Madzia była z wizytą u Dębickiego i wróciła wzruszona.
Przypatrzywszy się jej oczom, noszącym ślady łez, pani Korkowiczowa zapytała niby obojętnie:
— A pan Norski był u profesora Dębickiego?...
— Właśnie... — odparła Madzia, mocno rumieniąc się. — Mówiliśmy o jego matce... Powiedział mi, że z Ameryki przyjeżdża tu jego ojczym z rodziną.
— Co za ojczym?...
— Drugi mąż pani Latter. Służył w wojsku Stanów Zjed-