Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wił Sataniello. — Alboż mi to jeden dziś powiedział: — „Panie, zastawiłbym co, ażeby znowu usłyszeć pańską deklamację...“ Ale cóż — protegowała nas panna Brzeska, osobistość niepopularna...
— Dajże spokój, Franiu! — wybuchnęła Stella, widząc, że Miętlewicz, który wszedł do nich roztargniony, zaczyna słuchać z uwagą i zdziwieniem. — Dajże spokój, przecież gdyby nie pan Miętlewicz, nie pan Krukowski i nie panna Brzeska, nicbyśmy tu nie zrobili... Nawet ty nie miałbyś wiolonczeli, a ja fortepianu...
Miętlewicz popatrzył na nią szklanemi oczyma i pożegnawszy się, wyszedł.