Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w panu Krukowskim zakipiał gniew na Miętlewicza, który bardzo poufale rozmawiał z Madzią. Niemniej jednak, aż do domu doktora asystował pannie Eufemji, podziwiał cudne rumieńce i topniał pod jej wejrzeniami.
To też nie dziw, że gdy obie panienki wbiegły razem na ganek, nieco wyprzedzając swoich asystentów, panna Eufemja szepnęła Madzi:
— Pogodziliśmy się z Krukowskim...
— Ach, dzięki Bogu!... — zawołała Madzia, tonem tak szczerej radości, że panna Eufemja — naprzód spojrzała na nią z niedowierzaniem, a następnie — rzuciła jej się na szyję, mówiąc:
— Jakaś ty dobra, jakaś ty kochana, Madziu!... Nie dziwię się, że Miętlewicz szaleje za tobą.