Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Malinowska od wakacyj chce otworzyć własną pensję, ja zaś będę się starała skłonić ją do innej kombinacji...
Pani Latter pobladła i machinalnie uścisnęła rękę panny Howard.
— Powtóre... powtóre powiem to, czego w żadnym innym razie nie powiedziałabym... Idąc teraz do pani, miałam zamiar postawić kwestję tak: niech pani wybiera pomiędzy mną a Joanną... Ale w tej chwili postawię ją inaczej...
Zbliżyła się do pani Latter i patrząc jej w oczy, rzekła zwolna:
— Niech pani uwolni Joannę... Pobyt jej na tej pensji jest bardzo szkodliwy...
Pani Latter usiadła na kanapce.
— Czy... czy pani słyszała co? — rzekła półgłosem.
— Trudno nie słyszeć, jeżeli o czemś mówią w mieście i na pensji, tak dobrze nauczycielki, jak służba, a nawet uczenice...
Umilkła i patrzyła na przełożoną.
— Ach, głowa moja, głowa!... — szepnęła pani Latter, ściskając rękoma skronie. — Czy pani, panno Klaro, miewa kiedy takie migreny, że zdaje się, iż samo myślenie sprawia ból fizyczny?...
Zamknęła oczy i siedziała, myśląc, że chyba za długo ciągnie się wizyta panny Howard. Dlaczego kto nie dzwoni, nie przychodzi i nie mówi o innych interesach, choćby o swoich własnych?
— Pani nie jest zdrowa — odezwała się panna Klara.
— Już zapomniałam, jak wygląda zdrowie...