Od kilku dni panna Magdalena jest jakaś nieswoja. Oczy jej straciły blask, a zyskały głębię; śniada twarz pobladła, czarne włosy są prawie gładkie, co ich właścicielce nadaje wyraz żałobny.
Młoda osoba od kilku dni źle sypia i źle jada. Jeżeli śmieje się, to tylko przez pomyłkę; jeżeli śpiewa, to przez zapomnienie, a jeżeli zrobi parę tanecznych turów z którą ze swoich uczenic, to całkiem automatycznie. Dusza panny Magdaleny nie bierze udziału w żadnym z tych objawów wesołości; panna Magdalena wie o tem, że jej dusza nie bierze dziś najmniejszego udziału w wesołości, i nie gniewałaby się, gdyby cały świat wiedział o tym interesującym nastroju jej duszy, pełnej troski i poważnych tajemnic.
Ten okropny stan tak ciąży pannie Magdalenie, że mimowoli szuka jakiegoś towarzystwa i rozmowy.
I dlatego, sama nie wiedząc kiedy, młoda nauczycielka znajduje się na progu sali piątej klasy i sama nie wiedząc poco, wywołuje z niej pewną ładniutką piątoklasistkę, która nieszczęśliwie kocha się w panu Kazimierzu, a w tej chwili pracuje nad ćwiczeniem niemieckiem. Kilka panienek w bronzowych sukienkach przybiegają do Magdaleny, całują jej twarz, włosy i szyję, ubolewają nad jej smutkiem i nad tem, że rosół przy obiedzie był taki niedobry, ale nadewszystko nad tem, że z powodu deszczu nie mogły wyjść na spacer. Panna
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/040
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
III.
ŚWITANIE MYŚLI.