Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
II.
DUSZE I PIENIĄDZE.

Godzina wieczornych posłuchań skończyła się. Z wieloletniego przyzwyczajenia, pani Latter usiadła przed swem męskiem biurkiem, skąd patrzył na nią zamyślony Sokrates, ogromny kałamarz i jeszcze ogromniejsze księgi. Dawnemi czasy w takiej chwili zabierała się do robienia rachunków, do czytania listów i do odpisywania na listy. Ale mniej więcej od roku, jej dawne zwyczaje uległy zmianie. Już nie przegląda rachunków, bo i co w nich zobaczy?... Zapowiedź deficytu. Nie odczytuje listów, bo dzisiaj wcale ich nie było; nie ma też chęci pisać listów, bo rezultat wie zgóry: niektórzy przyszlą pieniądze, a inni będą prosili o prolongatę. Więc poco pisać?
Czuła, że od pewnego czasu ma mniej władzy nad biegiem wypadków; ale zato wypadki mają więcej władzy nad nią. Oto i w tej chwili, zamiast rachować, projektować, obmyślać sposoby, ona siedzi z rękoma opuszczonemi na poręcze fotelu i patrzy na widziadła, jakie przed nią rozsnuwa wyobraźnia. I znowu widzi tłustą jejmość, która chce uczyć swoje córki malarstwa i gry na cytrze, ale zato urywa pięćdziesiąt rubli od umówionej zapłaty. A potem widzi płowowłosą pannę Howard, która, chcąc kobiety zrobić samodzielnemi, pracuje nad zrujnowaniem jej, kobiety od kilkunastu lat samodzielnej!
Nareszcie przychodzi jej na pamięć spokojna twarz nauczyciela jeografji, który bez protestu pozwolił sobie urwać dwadzieścia cztery ruble na miesiąc.