Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rać dzieci z takiej wzorowej pensji, gdzie jest prawdziwie macierzyński dozór, porządek, piękne maniery, gdyby pani zgodziła się na osiemset rubli rocznie... Bo nie uwierzy pani, co to za straszne czasy dla nas... Jęczmień zdrożał o połowę, a chmiel... pani! Niech pani teraz doda, że mamy trzy mile najgorszej drogi do kolei, że mój biedny mąż ciągle choruje na pęcherz, a ja na przyszły rok znowu muszę jechać do Karlsbadu... Przysięgam pani, że niema dziś nieszczęśliwszych ludzi jak fabrykanci; a wszystkim się zdaje, że nam brak tylko ptasiego mleka... — zakończyła dama, ocierając tym razem webową chustką łzy, płynące z oczu. Przeznaczenie koronkowej chustki było inne.
— Niechże będzie dwieście rubli na ten raz — odpowiedziała zwolna pani Latter.
— Droga, kochana pani! — zawołała dama, jakby chcąc rzucić się jej na szyję.
Pani Latter skłoniła się uprzejmie, wzięła dwie sturublówki i wyciąwszy kwit z księgi, podała go okrągłej damie, na której twarzy radość i tkliwość goniły się jak dwa obłoki na wypogadzającem się niebie.
Wyprowadziwszy szeleszczącą i połyskującą damę do poczekalni i zatrzymawszy się aż wyjdzie, pani Latter rzekła do służącego:
— Poproś pannę Howard.
Wróciła do swego gabinetu i zaczęła chodzić rozdrażniona. Widziała przed sobą szklane oczy profesora, który trzymał wielki palec lewej ręki za klapą surduta i bez protestu zgodził się na zmniejszenie mu dochodów o dwadzieścia cztery ruble miesięcznie, a obok — orzechową suknię i lśniące klejnoty damy, która jej urwała pięćdziesiąt rubli na półroczu.
„Ach, trudno!... — rzekła do siebie. — Kto potrzebuje, ten musi ustępować. Tak było, jest i będzie...“
Zapukano do drzwi.
— Proszę wejść.