Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu nie wypowiadać ich zbyt często i z wielkim naciskiem, ażeby nie wnosić rozdwojenia.
— Dziś wszyscy przyjaciele wolności powinni trzymać się razem. Jedność tworzy siłę! — zakończył Kulowicz.
Świrski był uparty w zdaniach, ale i wrażliwy na pochlebstwo. A ponieważ Kulowicz zasypywał go komplimentami i wychwalał jego zdolności, więc chłopak dalej uczęszczał na zebrania i wystrzegał się jałowych sporów.
Prawie jednocześnie z pobytem Kulowicza zaczęły krążyć po mieście zdania, niewiadomo przez kogo rozpuszczane i podsycane, że społeczeństwo, a przedewszystkiem młodzież miejscowa, nie przyjmuje udziału w ruchu rewolucyjnym.
— Gdzie indziej walczą — mówiono — zabijają i giną, a tutaj nie... Należałoby dać jakiś znak życia!...
Później zaczęto szeptać, że sam Świrski uznał konieczność zamachów na pojedyńcze osoby, że nawet stworzył odpowiedni związek i że wkrótce miasto usłyszy coś nowego.
Pogłoski te zdziwiły przyjaciół Świrskiego, a zirytowały jego samego. Ażeby położyć kres plotkom, ogłosił, że na jednem z bliższych zebrań będzie miał pogadankę u sztuce wojennej.
— A to awantura! — śmiał się pewien stary dependent. — Uczeń szóstej klasy, który ani przez godzinę nie był w wojsku, chce uczyć wojskowości?... Koniec świata za pasem!...
Inni jednak zrobili mu uwagę, ażeby się nie uprzedzał, ponieważ Świrski czyta dużo wojskowych książek, a kiedyś znał się z oficerami i nawet jeździł na manewry.
— Ba!... strzelał z armaty... Wiem to od jednego z oficerów... — mówił stronnik Świrskiego.