Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziejskiem dotknięciem pozyskała masę nowych wdzięków do podbijania serc, a przemysł i handel krajowy masę nowych pobudek do pomyślnego rozwoju nadal.
Około godziny piątej wieczorem, to jest wówczas, gdy interesująca Hildegarda była jeszcze w pudermantlu, do wykwintnego buduaru wszedł (z zachowaniem wszelkich prawideł etykiety) genjalny Fajtuś, z miną wielce zafrasowaną.
— No i cóż? — spytała dama, przylepiając muszkę na brodzie.
— Niestety! Hilciu — westchnął przybyły — oni dziś z Kociem i panem Dryndulskim mają być na wieczorze u Pasternakowskich...
— U Pasternakowskich?... dziś, kiedy ja wieczór wydaję?... Trzeba być niedołęgą, żeby ich nie uprzedzić!...
— Słowo honoru, Hilciu...
— Eh! co mi tam po pańskiem słowie!... Ja chcę czynów, czynów, panie Fajtaszko, nie słów, rozumiesz?
Twórca własnego filozoficznego systemu utkwił posępne wejrzenie w nader szczupłych kolanach swoich, jakby pragnął je wezwać na świadectwo zarówno dobrych chęci, jak i niemożności spełnienia żądań pięknej, lecz wymagającej damy, która tymczasem mówiła dalej z niepospolitą energją w głosie:
— Zresztą i cóż mnie wieczór u Pasternakowskich obchodzi?... Uważaj, panie Fajtaszko: dziś, o ósmej najpóźniej, muszę mieć przynajmniej jednego z tych filozofów u siebie, ponieważ zaprosiłam już gości i powiedziałam kogo u mnie zastaną. Czy pan Fajtaszko zrozumiał?...
— Pani chcesz mnie życia pozbawić, okrutna Hildegardo!
— No! no!... znam dobrze te wymówki niedołęstwa. O ósmej czekam choć jednego z Klinowiczów, a teraz... do widzenia, panie Fajtaszko!
Pan Diogenes wstał, rzucił na piękną okrutnicę spojrzenie takie, jakby już ostatni raz widział ją na naszej planecie, i wyszedł, napełniając buduar, salon i przedpokój ciężkiemi