Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lecz zapewne słusznej krytyki kur, kaczek i innych gospodarskich drobiazgów. Znikł też w tumanach kurzu odkryty omnibus, uwożąc ostatni transport członków-biegłych i członków-amatorów, upakowanych w czworokątnej pace na podobieństwo dziesięciu kolorowych syfonów z wodą sodową.
Turkoczą wozy i bryczki na odległym gościńcu i wyją psy na czterech rogach ogromnego pola, po którem obecnie wałęsa się tylko chłodny wiatr wieczorny. Ejże!... czy to tylko wiatr?...
— Józek!... Józek!... barania głowo, a co tu tak ciemno?... — huknął nagle potężny bas gdzieś między najgęstszą pszenicą.
— A bo już noc, panie! — odpowiedział młodzieniec w dość starannie połatanej sukmance i dość obficie wysmarowanych dziegciem butach.
— Noc, powiadasz, hultaju?... noc!... A dlaczegoś to ty mnie nie obudził, kiedy był konkurs; hę?!...
— A kiej, panie, tamtego tu nie było, ino karbowy...
— Milcz, gapiu!... Jakże ja się teraz do Warszawy dostanę?...
— Możeby do dwora?...
— Nie głupim! wolę już pójść piechotą... Ale słuchaj-no, gamoniu, jeżeli się kto dowie o tem, co się stało, to ci kości nanic pogruchoczę... Rozumiesz?...
— Kto się ta ma dowiedzieć!...
I poszli.
Tego jeszcze wieczora przesądnym wieśniakom zdawało się, że widzą kopę pszenicy, chodzącą po polu i mruczącą niezrozumiałe dla nich zdania:
— Było też poco o czterdzieści mil przyjeżdżać?!... Ruszaj naprzód, ośla głowo, i... milcz, choćby cię ze skóry obdzierali!...
Niewątpliwie musiał to być duch jakiegoś wynalazcy żniwiarki.