Strona:PL Bolesław Leśmian-Sad rozstajny.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jak gdybyś rozlał sen jeden w dwa dzbany
I jagód przydał dla samej czerwieni
I dla wonności, ku słońcu wywianej!

Gdy myślę o tem — to w oczach się mieni,
A dusza cudów nasłuchuje czujnie,
Bo kochać tylko umieją — zdziwieni!...

Zaprawdę — byłem kochany podwójnie:
Inaczej zrana i zmierzchem inaczej,
Dwóm snom odmiennym dając ramion spójnię!

I w niezrozumień upojnej rozpaczy
Zaprzepaszczałem w dziwach tego ciała
Zmyślnego ducha niepokój tułaczy,

Wobec tych kwiatów, gdzie rosa mży biała,
Wobec księżyca, co wzdyma się złotem —
Nieraz w objęciach moich — wieczorniała...

Wieczorniejącą — spytałem przelotem
Szeptów, zdyszanych podziwem rozkoszy,
Czy wie, że inna?... Nie wiedziała o tem...

Ale w niewiedzy, napozór macoszej,
Czuła, że coś w niej na wieczór się zmienia,
Coś się przebarwia — i czai — i płoszy...