Strona:PL Bolesław Leśmian-Sad rozstajny.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tyżeś mię zdybał, zawrocie mej głowy?
Kto od pierwszego nie szalał wejrzenia —
Ten nie zna szału i sen ma jałowy!

Bądź pochwalona przez wszystkie westchnienia
Ściano przezrocza za to, żeś przede mną
Nie utaiła nawet stóp jej cienia!

Bądź pochwalona ziemio za tę ziemną
Moc, która słońcu narzuca swe kwiaty!
Wyjdzi, dziewczyno, na rozkosz wzajemną!

Wyjdzi z marzenia, z omdlenia i z chaty!...«
I wyszła, pustkę czyniąc we świetlicy,
I zawołała szeptem, jak w zaświaty:

— »Patrz na mnie i pozbawiaj tajemnicy!
Bo zdawna pragnę wszystką męką ciała
Odbić się w czyjejś szerokiej źrenicy!

Dlategom taką chatę zbudowała,
Ażebym widna była w mej niemocy
Gwiazdom i słońcu! Wszystkiemu, co pała!...

Widział mnie sen mój własny, sen sierocy,
I widział motyl i bąk pełen znoju,
Jak mię samotność utrudzą po nocy!