Strona:PL Bolesław Leśmian-Sad rozstajny.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz dokąd skrzydeł skierujesz zniechętę
Bez tej, co ziemię odarła ci z cudów?
Czem są twe wargi — jej wargą nie tknięte?...

Czem dłonie, które nie zaznały trudów
Przy piersiach, śpiewnych westchnienia hałasem?
Marniejąc, więdną w tej próżnicy nudów!...

A gdy je spleciesz — to tylko tymczasem,
A gdy rozpleciesz — to tylko tak sobie, —
Głaszcząc ich szorstkość wspomnienia atłasem...

Ale ich przed się nie ściągniesz w tej dobie,
By zrywać kwiaty lub zgarniać słońc złoto:
Na wszystko czasu zbraknie ci w żałobie!...

Z piersią dziewczyny zmódz się chciałeś po to,
Aby wykrzesać śpiew z duszy na usta,
Lecz niewzajemność zwarła je niemotą!

O, jakże zdradna i krwawa i pusta
Jest baśń, co tęczą przesłania grzech straty!
Na skroń skazańca narzucona chusta...

Choćbyś piękniejszą dziewczynę przez kwiaty
Innych ogrodów wypatrzył w podróży, —
Cóż ci z jej piękna, ty — bólu skrzydlaty?