Strona:PL Bolesław Leśmian-Sad rozstajny.djvu/144

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    O, tak!... A jeszcze?... Zgorzałych snów dymy
    I pustych źrenic bezpromienna skrucha...
    My — oczy twoje — widzimy, widzimy
    Wszystko, co w niebie pożarem wybucha!
    Ale nam przestwór urąga i szydzi
    Tych gwiazd migotem i mroków udręką,
    Że nas — widzących — nikt zowąd nie widzi
    I nie dosięga miłością, ni męką!
    Myśmy powstały, by chłonąć te światy
    I wlec się ku nim bezdrożem a drogą,
    Lecz nikt nam, w mroku wyrosłym, jak kwiaty,
    Nie przeciwpowstał — i niema nikogo!
    I nikt na zwiady w głąb naszą daleką
    Nie wyśle strzały, ni pary gołębi!...
    Zasłoń nas, zasłoń znużoną powieką,
    Nie daj nam patrzeć, władco naszej głębi!

    Oczy, na zwiady wysłane w gwiazd roje,
    Pochodnie, zgasłe nad marzeń ruczajem, —
    Oto was zwolna zamykam — sny moje! —
    Oczy zamknięte, wspomóżcie się wzajem!...