Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Leśmian-Sad rozstajny.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I


Rozechwiały się szumne gałęzi wahadła
Snem trącone! Wybiła Zielona Godzina!
Wynijdź, lesie, z swej głębi, ty — nasz i nie nasz!

Czyjaż dusza w twe gąszcze znowu się zapadła?
Czyjaż twarz się strumieniom twoim przypomina?
Jeszcze moja przed chwilą — już niczyja twarz ...

Dziwno mi, że ją widzą wód prądy i drzewa,
Tę samą — a już inną, i szepczą: »To — ona!
Zbłąkaną po za nami — Bóg przywrócił nam!...«

Mamże dziś po jej rysach poznać las, co śpiewa?
Wszak mówiłem: gdy przyjdzie Godzina Zielona. —
Oddam lasom — co leśne, choćbym zginął sam!...