Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

równie jak Juarez, żądał przesłuchania go w obecności Carlosa.
Don Fernando na tę wieść sposępniał jeszcze bardziej. Jednocześnie Mateusz nie odrywał oczu od Piotrusia, gawędzącego bezustanku z Chodzikiem, i mruczał do siebie:
— Bartosiowa oszalała, ale i mnie coś się widzi klepki rozluzowały... Nakładła mi kobiecina tego Matusika, swego krewniaka w głowę i teraz ciągle mi się zdaje... Ot, głupstwo!...
I machnął ręką niecierpliwie, ale wciąż patrzał na Piotrusia.
Tymczasem wezwano ich do sypialni bankiera, gdyż don Carlos czuł się słabym i nie opuszczał łóżka. Na wiadomość tę pierwszy podążył don Fernando, a za nim dr. Mański, w poczuciu swego obowiązku.
Don Carlos leżał blady na łożu i tylko w milczeniu przycisnął głowę syna, trzymając ją długo, długo w objęciu.
— Co ci jest, ojcze? — pytał stroskany Fernando. — To ja zapewne przyczyniłem się do twojej choroby... Daruj mi ojcze!