Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak spętane byki, poczęli walić się na ziemię.
— Brać wszystkich! — komenderował Mateusz — wiązać hultajów! — wrzeszczał coraz głośniej, uwijając się wśród leżących.
Chodzik pierwszy przyszedł do siebie.
— A macie łotry za nasz strach! — wołał piskliwie, starając się przekrzyczeć Mateusza. — Wiązać ich, byle mocno, bo wszystko to są urwipołcie, jak mówi pani Bartosiowa i z pewnością urwali się nieraz już z pod gotowej szubienicy, która ich jednak nie minie.
Piotruś i don Fernando wciąż jeszcze stali milczący, patrząc osłupiałym wzrokiem na pogrom bandytów. Nadzieje ich, nie opuszczające nawet desperatów, nie sięgały tak daleko. Młody Hiszpan pierwszy podszedł do don Fernanda...
— Witam cię, senor — przemówił. — Narobiłeś ojcu niepokoju. Bogu dzięki, że się to skończyło tak szczęśliwie.
— Bogu dzięki i wam, a zwłaszcza temu szlachetnemu chłopcu, któremu nigdy nie zapomnę oddanej usługi.