Przejdź do zawartości

Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ohoho! — pomyślał sobie Mateusz — to ciekawe. A powiadano mi, że don Fernando wyjechał w towarzystwie peona, który zna llanosy, jak swoją kieszeń. I to on zgubił swego pana!... No! no!...
Udał jednak zupełnie obojętnego i odezwał się spokojnie:
— Znam trochę don Carlosa, mówiono mi, że to bogacz nielada, choć ja nie z tych stron jestem. Czy on jest tutejszy?
Indjaninowi dziwnie błysnęły oczy.
— Nie, pochodzi z Brazylji. Przybył tu jak powiada don...
Nagle uciął i zamilkł.
Mateusz nie dał poznać, że spostrzegł tę dziwną przerwę i znów zaczął mówić obojętnie.
— Wiem także, że syn jego don Fernando ma istotnie przewrócone w głowie. Łowi pająki, upędza się za robakami i goni motyle... No, nie miał nic innego do roboty, to i takie zajęcie wystarczy mu do zabicia czasu. Musiałeś mieć z nim sporo kłopotu.