Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— na wszystko starczy czasu. Byleby tylko jak najprędzej dotrzeć do Bogoty.
I pogalopował snująca się przed nim szeroką drogą.
Piotruś nie radowałby się tak przedwcześnie, gdyby wiedział, że przed nim przejeżdżał tędy — Maxtla.
Jakieś podejrzenie zrodziło się wśród bandytów. Czy zdziwił ich spokój jeńca, czy dojrzeli jakieś ślady, dość że Juarez postanowił nie tracić chwili czasu i wysłać Maxtlę na zwiady.
Indjanin miał krążyć i badać okolicę, dopóki wysłaniec Juareza nie zawiadomi don Carlosa o okupie. Wprawdzie Maxtla był peonem don Fernanda i mógł zwrócić na siebie uwagę, ale zręczny Indjanin zapowiadał, że da sobie radę i w każdym razie zmyśli jaką historję o sobie i o swoim panu.
Maxtla widział Piotrusia, rozmawiającego z listonoszem na drodze, i w sposób nieokreślony począł go o coś podejrzewać. Chłopiec jedzie z llanosów — a nuż co widział lub czegoś się domyśla? Indjanin pogalopował też przodem i znikł w gęstwinie, spuszczającej się ku rzece.