Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Koniec końców ruszyliśmy... Wówczas dałem wam znać... Resztę wiecie.
— Teraz trzeba będzie dobrze pociągnąć don Carlosa. Stary łotr raz mnie już oszukał... Było to przed laty, ale teraz zapłaci za jedno i drugie...
Juarez spochmurniał i rzucił złe spojrzenie ku jeńcowi. W tej jednak chwili jeden z siedzących obrócił po raz ostatni rożen i odezwał się:
— Senores! pieczeń gotowa!... Możnaby zacząć jeść, bośmy chyba wszyscy głodni.
— Masz rację, Pepe — zawołał Juarez — panowie, do jadła.
Teraz zapanowała krzątanina około ogniska i gwar się podwoił. Wszyscy zapomnieli na chwilę o jeńcu, z czego skorzystał Piotruś i począł ostrożnie czołgać się do drzewa, gdzie siedział skrępowany młodzieniec.
Gdy był już dość blisko, odezwał się ostrzegająco:
— Amigo! — Przez miły Bóg nie zdradź, senor, zdziwienia, bo zginęlibyśmy obaj.