Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Piotruś rzucił się w bok i przypadłszy do ziemi, począł się czołgać ostrożnie.
Stało się widoczne, iż zbliża się niewątpliwie do ludzkiej siedziby. Należało być podwójnie ostrożnym.
Posuwał się zwolna i wreszcie dostał się na brzeg polanki, oświetlonej ogniskiem, około którego snuły się ciemne postacie.
Ukryty za krzakiem, Piotruś zaczął obserwować bacznie.
Naprzód w głębi uderzył go widok chaty, rodzaj „rancha“, z gankiem w środku i dwoma skrzydłami. Leśne to „rancho“, sklecone z drzewa, nie imponowało ani ogromem, ani wykończeniem: była to prosta siedziba, jaką czasami wznoszą sobie myśliwi w lasach albo w stepach amerykańskich. Rozłożone przed chatą ognisko oblewało czerwonem światłem jej ściany i dach, a zarazem stroiło w fantastyczne i malownicze szaty krążące po polance postacie.
Byli tu zgromadzeni wszyscy ci jeźdźcy, którzy niedawno uprowadzili jeńca. Ten ostatni skrępowany powrozami, sie-