Przejdź do zawartości

Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Piotruś aż zbladł ze wzruszenia. Więc dr. Mański pamiętał o nim i nie porzucił go umyślnie.
— Tak, tak — mówił vaquero. — Senor doctore polecił mi ciebie, senor. Opowiadał, że w dolinie nie mógł dłużej czekać, bowiem burza wystraszyła ich konie i zmusiła do szalonego biegu w llanosach.
Wpadli do naszego „corralu“ (zagrody) i o mało nie zostali stratowani przez bydło, które już wtedy było nawpół oszalałe. Ledwieśmy ich stamtąd wydobyli. Potem chcieli cię szukać, senor, ale nie umieli nam wskazać nawet strony, z której przybyli. Dobry doctore, hojnie zapłacił za nocleg i za jadło, a dla ciebie, jeślibyś się z nami spotkał, zostawił konia i znowu zapłacił, abyśmy cię szukali. Ot, i niepotrzebne teraz szukanie. Tem lepiej! A obiad zjesz z nami i pieniądze oddamy, boś i tak na przyjęcie zarobił.
Piotruś nie chciał słuchać o pieniądzach, ale vaquero obstawał przy swojem.
— Weź, senor, weź!... Przyda ci się, bo teraz wypadnie ci jechać do Santa Fé de Bogota... Mamy ci wskazać drogę, ale to bardzo stąd daleko. Trzeba się trzymać