Przejdź do zawartości

Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdaje się, że nie gorzej od was umiem rzucać tym rzemyczkiem. Ale co mam robić?
— Pomóż nam spędzić i spętać stado. Przeklęte bydło po dwóch ostatnich burzach jak wściekłe harcuje po stepie i nie możemy sobie z niem dać rady. Wszyscy vaquerosi już ustali, a na południe wartoby skończyć. No cóż, zgadzasz się, caballero?
— Owszem! — oświadczył się z gotowością Piotruś — ale cóż pocznę bez konia?
— To bagatela. Pablo już do niczego, to ci ustąpi. Ty go zastąpisz, a on nam przygotuje obiad z twego polowania.
I zwróciwszy się do pętającego bydło pastucha zawołał:
— Pablo, daj senorowi konia, a sam weź się do ćwiartowania tej wołowiny. Jeść mi się chce djablo, za godzinkę wrócimy... A żeby mi pieczeń była gotowa. Rozumiesz!
I wskazawszy konia Piotrusiowi, pocwałował znowu za rozbiegłem stadem.
Piotruś cwałował obok niego wraz z resztą vaquerosów i wkrótce okazał,