Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Damazy. Sam mi pan otworzyłeś oczy na te, panie mości dzieju brudy i w skutek tego zerwałem, a teraz nazywasz to szczytną myślą...
Rejent (zakłopotany.) Kiedy mówię: my, to właściwie rozumiem przez to mojego klienta, to jest pańską bratowe... to już nasz zwyczaj... e... e... e... prawników.. Najledszy dowód że od pana dopiero dowiedziała się. (Damazy siada na kanapie, sapiąc — po chwili). Zresztą, właśnie do tego zmierzałem.. zerwałeś pan, i niema już co do tego wracać... Ile panią Żegocinę to kosztowało, nie potrzebuję mówić; jej serce.... e.... e.... niezaspokojone, czuje potrzebę uczynienia jakiejś ofiary, któraby mogła choć w części wynagrodzić tamten zawód...
Damazy (porywczo — wstając.). Nie potrzebuję żadnych ofiar, panie mości dzieju, stanęłyby mi kością w gardle. (chodząc) Gdybym miał prawo do całego majątku po nieboszczyku, zabrałbym go jak swój, bez najmniejszego skrupułu, jak mię żywym widzicie, jeżeli nie dla siebie, to dla mojego dziecka. Ale skoro to nie było jego wolą... mniejsza o to, obejdę się, a łask nie potrzebuję...
Rejent (n. s.) Trzeba koniecznie żeby skwitował z wszelkich pretensyj... (głośno) Szanowny panie, wspominałeś o woli nieboszczyka... wdowa znając tajniki tej wzniosłej duszy, i skryte zamiary, których... e... e... e... przez szaloną miłość dla żony i znając jej serce, nie chciał... e... e...
Damazy (z niecierpliwością.) Zlituj się pan, bo się roztopię z rozczulenia, jak masło w tygielku, i nie będziesz pan miał z kim gadać!
Rejent. Otóż, krótko mówiąc, pańska bratowa, wiedząc, że nieboszczyk miał myśl wyposażenia jakimbądź sposobem pańskiej córki, przeznacza dla niej 50.000 złotych polskich czyli 7 500 rubli. (ociera czoło).
Damazy (mięknąc) Hm! 50.000...
Rejent (prędko). Obowiązując się wypłacić je za lat trzy, gdy się interesa trochę uregulują.. a tymczasem ofiarując procent w stosunku pięć od sta. — (po chwili — oddychając). Cóż pan na to?
Damazy (po chwili). 50.000 — hm... wiesz pan co? — niech was djabli wezmą... dobra psu mucha, jak to powiadają... dla siebie, nie dbałbym i o to, ale, że to dla córki, więc... (machnąwszy ręką) przyjmuję i jechał was sęk!
Rejent (podając rękę). A więc zgoda!... (n. s.) Nadto się posunąłem, łatwo przystał. (głośno) Więc tylko dasz nam szanowny pan mały skrypt, akceptujący tę umowę i kwitujący pańską bratowę z wszelkich możliwych i niemożliwych pretensyj... czysta forma, jak pan widzisz, skoro bezsprzecznie ma prawo do całego majątku.
Damazy (nagle). Ale! za pozwoleniem, a sierota?
Rejent. Jaka sierota?
Damazy Marynka. — Piękneby były rzeczy, gdybym przyjął coś dla córki, a za tamtą się nie dopomniał!...
Rejent. Ależ szanowny panie!...
Damazy. Inaczej nie gadam, dostanie tyle co Helena, albo kwita z przyjaźni.
Rejent. Zwrócę uwagę...
Damazy. Na nic się nie zdało, chcecie, to dobrze; nie chcecie — —