Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pomniałem o małej rzeczy, to jest o konieczności odgrywania roli konkurenta... żadna nić sympatyczna nas nie wiąże... ha! trudno! (głośno) Dzień dobry pannie Helenie.
Helena (zajętą kwiatami). Dzień dobry panu.
Seweryn. Pani wyszła na spacer?
Helena. Tak panie.
Seweryn. Pani się nie spodziewała mi® tu zastać?
Helena. Nie panie.
Seweryn (n. s. powtarzając) Tak panie — nie panie.. (po chwili głośno). Jakże się pani tu podobało u nas?
Helena. O bardzo!
Seweryn (z sztucznem uniesieniem). Ach jak mię to uszczęśliwia!
Helena. Dlaczego?
Seweryn. Dlaczego? (n. s.) co jej powiedzieć... (głośno roztargniony). I pani się pytasz?
Helena. Naturalnie.
Seweryn. Nie! ja się robię idjotą... (po chwili głośno) a ja byłbym ciekawy, dla kogo przeznaczony ten prześliczny bukiet, tem piękniejszy, że te rączki go układały... (n. s.) No jakoś poszło!
Helena. Dla stryjenki mój panie.
Seweryn. Czy mógłbym prosić o jedną chociaż z niego różyczkę?
Mańka (która się zbliżyła bardzo wzruszona). Ja panu wybiorę.

(Seweryn zmięszany).

Helena (podsuwając bukiet, wesoło) Patrz tę... (Seweryn machinalnie bierze z rąk Mańki). Widzisz pan jaka przepyszna... Mania własną ręką ją zerwała.
Seweryn. A!... (n. s. nie wiedząc co z różą robić). Miła sytuacja — ani słowa.
Mańka (wzruszona, cicho, podczas gdy Helena usunęła się). Czy panu przykrość zrobiłam? (drżąc, ze łzami w głosie). Jeżeli masz rzucić, oddaj mi... schowam jako pamiątkę, że była w twoim ręku...
Seweryn (cicho). Wiesz, że dla tego samego powodu ma cenę dla mnie... (po chwili) ale walczyć z koniecznością, gdy jest nieubłagana, niepodobna... Mańka! zaklinam cię, panuj nad sobą!
Mańka (z boleścią) Ah! (powstrzymuje łzy. — Z prawej strony wchodzi Antoni, zbliża się do Heleny i gestem podziwia bukiet).
Helena (dając mu wąchać) Pochwal pan!.... (przechadzają się w głębi rozmawiając).
Antoni. Prześliczny! (po chwili) Jakto my na wszystko patrzymy przez szkiełko zabarwione, według własnego widzenia... dom ciotki był mi zawsze obojętnym, atmosfera tutejsza ciężyła mi; dziś, gdy pani w nim bawisz, stał mi się rajem...
Helena (dając mu różę, żartobliwie). Masz pan za komplement.
Antoni. Dziękuję za kwiatek, ale oponuję przeciwko definicji, czyż to był komplement?
Seweryn (zbliżając się do nich). O czemże państwo?
Antoni. Cóż ci przyjdzie z tego; choćbyś wiedział... nie zrozumiałbyś nas...
Seweryn. A to dlaczego?
Antoni (znacząco). Masz pewne uprzedzenia... a przeciwko tym trudno walczyć... to co dla jednego jest świętością, drugiemu może się wydawać czemś śmiesznem...
Antoni. A przepraszam. (n. s.) Oboje będą mi przeszkadzać — fa-