Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dopomógł do wzięcia dzierżawy; młodszego Sewerynka wzięliśmy dzieckiem na wychowanie.
Rejent (obojętnie.) Czyn bardzo e... e... e... chwalebny.
Żegocina. Jeżeli w przypuszczeniu, że przeżyję męża, pragnęłam kiedy jego majątku, Bóg nie poczyta mi tego za grzech, bo to było dla tego chłopczyny, który mię kocha jak rodzoną matkę... (dramatycznie.) Rejencie zlituj się, jeżeli nie nademną to nad Sewerynkiem!
Rejent (n. s.) Sewerynek i Sewerynek (głośno.) Przyznam się pani, że e... e... e... gdybym znalazł jaki sposób, milejby mi było, bez przechwałek zrobić co się da, dla niej, niż dla tego młodzieńca... Lecz nie rozumiem, co ja tu...
Żegocina. Ah, bo nie powiedziałam panu nic jeszcze... posłuchaj mnie — pan Damazy ma córkę, jedynaczkę...
Rejent, A, ma córkę (n. s.) Hm, hm, Genio mógłby...
Żegocina. Tak jest, mój mąż, który pomimo niezgody, miewał chwile słabości dla brata, nieraz objawiał życzenie, aby Sewerynek ożenił się z nią, tym sposobem majątek pozostałby w rodzinie.
Rejent. Nie zła myśl... jeżeliby i ze strony obojga nie zachodziła i e... e... e... żadna przeszkoda... bo co do przymusu...
Żegocina. Otóż liczę na pana. Staraj się utrzymać pana Damazego jak najdłużej w nieświadomości co do testamentu; to człowiek prosty, nie będzie wchodził w stan rzeczy, i z pewnością przestanie na tem, gdy ofiaruję im dochód z pewnej części majątku, zapewniając resztę po mojej śmierci.
Rejent (wstawszy roztargniony.) Hm, hm, mogę z nim pomówić, wybadać... pojadę umyślnie...
Żegocina (wstając.) Nie potrzeba, tu się zobaczycie.
Rejent. Tn, sądzę, że byłoby lepiej...
Żegocina. Zaprosiłam ich do siebie, robiąc pierwsza krok do zgody.
Rejent (niespokojny.) Zaprosiłaś ich pani?... o!... (n. s.) to mi nie na rękę...
Żegocina. Powinni dziś przyjechać, bo posłałam konie jeszcze przed paru dniami.
Rejent. Dziś!

SCENA IX.
Rejent, Żegocina, Seweryn.

Seweryn (wchodząc głębią, ) Jadą... karetę widać na grobli (idzie do okna po prawej z miną obojętną.)
Żegocina. Ach jadą! Rejencie, nie opuszczaj mnie w tej stanowczej chwili... posłuchajno... (odprowadza go na bok i mówi do ucha.)
Seweryn (n. s.) Co oni za konszachty prowadzą, to mi się nie podoba.
Rejent. Pani dobrodziejko, co do samej myśli, muszę ją... e... e... e... pochwalić... ale przyznam się bez przechwałek, że chwile moje są drogie... to się nie da zrobić tak w dwóch słowach... notarjat, to moja rola... mam dziś właśnie kilka czynności, do których mię zamówiono.
Żegocina. Nie puszczę cię! pójdź pan, porozumiemy się wpierw, nim wyjdę do nich... ach jak mi serce bije... (składając ręce.) rejencie,