Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

osądzić, o ile jest ważny. Dochodziły mię wieści, że pan Damazy...
Żegocina. Co? co? mów?
Rejent. Odzywał się w sposób przekonywający, że zna prawa jakie miałby do spadku, gdyby testament na przeżycie nie był zrobiony i.. zarazem objawiał wątpliwość co do jego istnienia...
Żegocina. Ach rejencie zmiłuj się!...
Rejent. O nie obawiaj się pani, o ile będzie w mojej możności, wesprę ją mojemi radami, tylko przedewszystkiem otwartość i bezwarunkowe zdanie się na mnie (całuje ją w rękę.) Pani masz u siebie ten akt?
Żegocina (płacząc.) Pan byłeś świadkiem naszego pożycia, poświęcenia z jakiem pilnowałam schorzałego starca, cierpliwości, z jaką znosiłam jego popędliwość i grymasy.
Rejent. Dobra pani, czyż potrzeba mi mówić o tem? wiadomo było powszechnie, iż mimo znacznej różnicy wieku byłaś pani najlepszą, najwzorowszą e... e.. e... małżonką.
Żegocina. Cierpienia wszystkie ofiarowałam Bogu, w tej nadziei, że mi to policzonem będzie.
Rejent. I że nieboszczyk uzna te zasługi; jakoż e... e... e... dobre nigdy nie pozostaje bez nagrody. Jeszcze mi w uszach brzmią słowa, w których bez przechwałek pełen zaufania do mnie, komunikował mi swój projekt wzajemnego zapisu...
Żegocina. Pan mógłbyś świadczyć, nieprawdaż?
Rejent. Rzecz zupełnie zbyteczna, dosyć tylko będzie zaprodukować i ulegalizować ten akt. Zdaj się pani na mnie (trzyma jej rękę.)
Żegocina (wybuchając płaczem.) Rejencie, ratuj mnie, pan Bóg ci to wynagrodzi (opiera głowę na jego ramieniu.)
Rejent (z pożądliwą ciekawością.) Czy przewidujesz pani jaką nielegalność? przedewszystkiem prosiłbym o testament.
Żegocina (j. w. tragicznie.) Nie ma go wcale!
Rejent. A, a!... (uwalnia się z jej objęć i przechadza się poruszony.)
Żegocina (płacząc.) Niegodziwy! po tylu zapewnieniach, przysięgach... Czyż nie zmarnowałam przy nim najpiękniejszych moich lat... poszłam za niego, uwiedziona pozycją... i cóżem użyła?... skąpiłam, od ust sobie odejmowałam, byłam najlepszą żoną, siostrą miłosierdzia można powiedzieć i tak mnie zostawił!...
Rejent (zamyślony.) Hm! to zmienia postać rzeczy... masz pani e... e... e... tylko prawo do czwartej części majątku... wszystko zabiera pan Damazy...
Żegocina (gadatliwie.) Pan Damazy, który zawsze darł koty z nieboszczykiem mężem, który gdy jego brat miał się żenić ze mną, nie wstydził się przez brudną interesowność odradzać mu tego związku, malując mnie najczarniejszemi kolorami, mnie, która wychodąc za człowieka znacznie starszego od siebie, nie żądałam nawet żadnego zapisu...
Rejent (j. w.) Istotnie, bezinteresowność pani w tym razie...
Żegocina (j. w.) Szczęściem, że intrygi nie poskutkowały... mój