Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rejent (n. s.) Na taki argument tylko kobieta się zdobędzie.
Żegocina. Więc niczem wszelkie względy! niczem obawa sprawiedliwości niebios!... o! kto jest zdolny wyzyskiwać sytuację w jakiej znalazł się przypadkiem, po takim człowieku wszystkiego spodziewać się można... (z płaczem) oddaję wszystko Bogu!... pójdźmy rejencie...
Rejent (cicho.) Ale cóż będzie?
Żegocina. Zostawmy go jego sumieniu (odchodzi ku drzwiom, wsparta na rejencie, który się ociąga z wyjściem.)
Damazy (osłupiały.) A wiecie państwo, że to wątroba może się przewrócić do góry nogami, panie mości dzieju! (bijąc się w piersi) więc ja ją wyzyskuję! ja jestem wydziercą cudzej własności! A! co tego to zanadto!... (biegnie za niemi.) Za pozwoleniem pani!... (porywa ją za rękę i prowadzi na przód sceny.)
Żegocina. Cóż to? gwałt?
Damazy (trzęsąc się za złości.) Gwałt! jak mi Bóg miły, gwałt! A! moja pani! czy myślisz, że ta pontyfikalna mina zaimponuje mi! że się uderzę w piersi i przeproszę! (Żegocina spazmuje.)
Rejent (n. s.) No, to już przepadło!... zostaję wdowcem... trzeba się zwrócić w inną stronę... z wiatrem...
Żegocina. Boże! Boże! znęcać się nad bezbronną i słabą kobietą!
Seweryn (zaglądając ostrożnie środkowemi drzwiami.) Co się tu dzieje?
Damazy. Ja się znęcam! ależ na rany Chrystusa, czy nie jestem w swoim prawie? czyż nie szedłem prostą drogą, wówczas gdy pani wraz z swoim doradcą...
Żegocina. Rejencie!... gdzież on jest? (rejent unika jej; spostrzegłszy Seweryna, wyciąga doń ręce; z płaczem.) Sewerynku! (Seweryn idzie do niej.)
Damazy Wiedząc jak rzeczy stoją, kopaliście podemną dołki i chcieliście mnie podstępnie oszukać!...
Żegocina. Obelgi! (płacze rzewnie, do Seweryna.) Moje dziecko, słyszysz?
Seweryn. Wyjdźmy.
Damazy (w pasji.) Jakie obelgi!... a to wściekłość bierze... (po chwili.) Należy się pani dożywocie na czwartej części, a mnie cały spadek; taka była wola nieboszczyka i byłoby głupotą zrzekać się tego... mam dziecko...
Rejent (stojący blizko Damazego, półgłosem.) No, jużcić co prawda, to prawda!
Żegocina. Weź pan sobie! weź! nasyć się!...
Damazy. Naturalnie, że wezmę! wezmę! jak mię żywym widzicie... (po chwili miękcej.) A zresztą, pal djabli! zamiast dożywocia, odstępuję, pani czwartą część na własność... niech was!...
Żegocina. Nie chcę nic! zabierz sobie wszystko! ostatnią koszulę ze mnie ściągnij! weź mi i życie, bo cóż mi po niem!
Damazy. No, widzicie państwo! zrobi mnie jeszcze rozbójnikiem... (chodzi.)
Żegocina (zanosząc się od płaczu.) O Boże! Boże! Boże!... (wychodzi w szlochach, wsparta na Sewerynie.)