Szli, milcząc... Wydało jej się, że mu milczeniem sprawia przykrość, więc rzekła:
— Janie...
Jakby mu bardzo na odpowiedzi zależało, powtórzył:
— Czy pójdziesz za mną do Haugu?
— Pójdę! — szepnęła szybko i zarumieniła się...
Stanął, wyciągnął dłoń i rzekł poważnie:
— Dziękuję ci!
Szli dalej, a ona myślała teraz o rodzicach.
— Nie znasz mych rodziców! — powiedziała.
— Nie! — odparł. — Ale poznam, gdy będziesz u mnie.
— Oni tacy dobrzy! — zawołała.
— Słyszałem o tem! — potwierdził zimno.
Potem zaczął jej opowiadać o swem osiedlu, o rodzeństwie, o biedzie, z którą długo walczyli, o wzajemnem przywiązaniu, o turystach, których ciągle przybywa, o obszernym domu, który dla nich wybudować zamierza, o tem, że ona będzie wszystkiego dozorować i wszystkiem rządzić. Rozochocił się, rozweselił i szli żwawo ręka w rękę.
Słuchała z zajęciem i pociągało ją to nowe życie, ale nie mogła zapomnieć o domu i swych bliskich, przeto ozwała się znowu:
— Rodzice są już starzy, wiele przecierpieli... potrzebują pomocy...
Popatrzył na nią z uśmiechem i rzekł:
Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/214
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.