Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Lepiej, niż się wszyscy spodziewali. Ja sam się dziwię, że z tego wyszedł cało.
— Drogo opłacił swój wybryk!
Guttorm patrzył przez chwilę przed siebie.
— Jeszcze taki młody... zauważył.
— Więc to ma być wytłumaczeniem? — zawołała. — Nie, on nie ma charakteru! Nie można mu zaufać!
Guttorm oparł łokcie o stół, wziął do reki książkę i zaczął czytać. Ale udawał tylko, bo po chwili odezwał się:
— Mówią, że całkiem przyjdzie do zdrowia!
Teraz Karen wzięła również książkę.
— To bardzo dobrze! — odrzekła. — Chłopak śliczny, coprawda. Niechże mu Bóg da opamiętanie!
Czytali przez czas jakiś, nakoniec Guttorm obrócił kartkę i powiedział:
— Uważałaś, że ani razu na nią nie spojrzał?
— Zauważyłam to. Siedział, jak trusia, póki nie wyszła.
Kilka minut trwało milczenie, potem ozwał się Guttorm:
— Myślisz, że o niej zapomni?
— Byłoby to najlepsze!
Guttorm czytał dalej, żona także, obracając kartkę po kartce.
— Nie podoba mi się, że Ingrid tak długo u niej wysiaduje! — ozwała się Karen.
— Synnöwe nie ma prócz niej innego towarzystwa!